Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Najfajniejsza dziewczyna w szkole

- Nie wyobrażałem sobie sukcesu na taką skalę. Mam raczej taką przypadłość, że zawsze wyglądam już inaczej niż w produkcjach, w których występuję, więc nie miałem problemu z tym, że byłem rozpoznawany. A w przypadku 1670 pojawiła się nagle jakaś zbiorowa histeria! - mówi Michał Sikorski, aktor znany m.in. z serialu 1670, ale również ze spektakli Teatru Polskiego w Poznaniu.

. - grafika artykułu
Kadr z serialu "1670", Michał Sikorski po prawej stronie, fot. materiały dystrybutora

W pewnym sensie sprowadziła Cię do Poznania, a może i szerzej - odkryła dla teatru, Maja Kleczewska. Przyjechałeś tu po raz pierwszy zagrać w jej Hamlecie.

Rzeczywiście tak było, Maja miała bezpośredni wpływ na to, że do Poznania dotarłem. W szkole teatralnej w Krakowie grałem w dyplomie przygotowanym przez Kleczewską na IV roku, ale już wcześniej, po I roku, zaczęliśmy zastanawiać się z koleżankami i kolegami, z kim chcielibyśmy zrobić ten dyplomowy spektakl. Pamiętam, że pojechaliśmy porozmawiać z Mają Kleczewską po jakiejś próbie generalnej, chyba do Teatru Powszechnego w Warszawie, żeby przyjechała do nas do szkoły i zrobiła z nami warsztaty. Gdy po trzech latach doszło do tego dyplomu, wiedzieliśmy, że po naszej premierze Maja wyjeżdża robić Hamleta w Poznaniu. I faktycznie szukała młodego aktora do roli Horacja, dostałem wtedy zaproszenie, co stało się początkiem intensywnej przygody teatralnej.

W tymże Hamlecie miałeś okazję po raz pierwszy zagrać osobę z niepełnosprawnością, byłeś ucharakteryzowany na Stephena Hawkinga. Skąd wziął się ten koncept?

Szukaliśmy bohatera, który ma bardzo dużą wiedzę, ale nie jest słuchany przez Hamleta, będącego w stanie opętańczej manii. A jednocześnie zależało nam na podkreśleniu, że Horacjo ma problem z tym, żeby jasno wyrażać myśli. Zainspirowaliśmy się filmem Teoria wszystkiego, ale i samą postacią Hawkinga, do tego stopnia, że zaproponowałem, żebyśmy zrobili to dosłownie. Maję to również zafascynowało i rzeczywiście postać Horacja budziła jednoznaczne skojarzenia.

Są szanse, że Hamlet będzie jeszcze wznowiony, choć nie brakuje przeszkód. Jurij, jeden z ukraińskich aktorów, który brał udział w tym spektaklu, jest na froncie... Mam nadzieję, że wszystkim uda się jeszcze kiedyś bezpiecznie dojechać i zagrać w Poznaniu Hamleta.

W tym samym czasie, gdy pracowałeś nad rolą Horacja, trwał już długi, rozciągnięty w czasie proces przygotowywania się do roli w Sonacie. W tym biograficznym filmie wcielałeś się w Grzegorza Płonkę, niedosłyszącego chłopaka, który zostaje muzykiem. Sądziłem, że ten film odniesie ogromny sukces, a wyszło chyba tak pół na pół: otrzymałeś co prawda w Gdyni nagrodę za najlepszy debiut aktorski, ale film nie stał się komercyjnym przebojem. Jak myślisz, dlaczego? Chyba nie trafił w swój czas...

Rzeczywiście praca nad tymi rolami odbywała się w tym samym czasie, ale ja nigdy nie traktowałem niepełnosprawności jako cechy dominującej przy budowaniu postaci. W filmie Sonata udało się, jak sądzę, oddać charakter, urok osobisty, upór, aspiracje, ale i frustracje głównego bohatera. Niepełnosprawność to tylko opakowanie dla jego życia wewnętrznego i dodatkowa trudność, która mu towarzyszy. Grzesiek Płonka, o którym opowiada nasz film, jest takim żywym srebrem, ale jest też osobą piekielnie charakterną, która potrafi nieźle dać w kość.

Ten film wzbudzał bardzo pozytywne emocje, praktycznie z każdego festiwalu, na którym był pokazywany, wyjeżdżał z nagrodą publiczności. Tak było choćby w Sofii, w Gdyni, w Koszalinie, w Krakowie... Wydawało się, że rzeczywiście będzie to kinowy hit. Niestety rzeczywistość okazała się na tyle okrutna, że wszedł do kin w drugim tygodniu od rozpoczęcia wojny za naszą wschodnią granicą. Pamiętam, że wszyscy byliśmy wstrząśnięci i zajęci chodzeniem do punktów pomocy; mało kto - myślę również o sobie, choć to dla mnie bardzo ważny film i ważna wypowiedź na istotny społecznie temat - nie był wówczas zdominowany przez kwestię wojny. Niemniej w minione święta film miał premierę telewizyjną i z tego, co wiem, cieszył się bardzo dużą oglądalnością. Mam nadzieję, że za pośrednictwem internetu i telewizji Sonata będzie nadal trafiać do ludzi, bo jest to naprawdę wyjątkowy film, z niesamowitymi kreacjami aktorskimi Małgorzaty Foremniak, Łuksza Simlata czy Lecha Dyblika. Dla mnie było to potwierdzenie, że serce, które się wkłada w pracę nad rolą, po prostu odkłada się na ekranie, zwłaszcza rola matki zastępczej Grześka w wykonaniu Małgosi Foremniak była dla mnie wzruszająca.

Mike Urbaniak napisał wtedy o Tobie, że jesteś aktorem do zadań specjalnych. I chyba coś w tym jest. W Nanie w Teatrze Polskim grałeś postać transpłciową. Chyba częściej zdarza się reżyserom obsadzać Cię w rolach kobiecych lub transpłciowych. Jak do tego podchodzisz?

Pierwszą taką przygodą była postać transpłciowa we wspomnianym dyplomie Zachodnie wybrzeże, i to chyba Maja Kleczewska jest reżyserką, która daje aktorom zadania specjalne (śmiech). Tam skupiłem się na tym, że postać stara się ukryć wszystkie swoje męskie cechy, co było tożsame z moją pozycją aktora w tej roli. W tamtej roli męskie atrybuty uznawałem za wstydliwe, chciałem je ukrywać i wydobywać inne. Jest nawet anegdota, że Maciej Nowak przyjechał na ten dyplom i miał wypatrywać chłopaka, reżyserka powiedziała mu: "Zorientujesz się". Ale gdy wyszedł, zadzwonił do Mai i powiedział: "Wiesz, jest paru fajnych aktorów, ale dla mnie najfajniejsza była ta dziewczyna". Zdarzało się nie jeden raz, że widzowie byli do samego końca przekonani, że moją postać grała kobieta.

Natomiast w Nanie tożsamość postaci była bardziej płynna i nie graliśmy na taki trik zaskoczenia publiczności. Było tam też sporo improwizacji i scen, które mogły pójść w różną stronę.

Jesienią 2021 premierę w Teatrze Polskim miała Cudzoziemka w reż. Katarzyny Minkowskiej, która okazała się dużym sukcesem twórców i całego zespołu. Rola Władysława jest podszyta humorem, który wydaje się drugą charakterystyczną cechą Twojego aktorstwa. Także serial 1670 udowodnił, że znakomicie potrafisz wcielać się w postaci na krawędzi komizmu.

To, co się wydobyło ze mnie podczas prób do Cudzoziemki, wynikało z chęci znalezienia balansu dla spektaklu i wypełnienia jego przestrzeni czymś dowcipnym. Jest to spektakl, w którym bardzo lubię występować, choć akurat teraz po raz pierwszy jest przygotowywane za mnie zastępstwo, ale zamierzam wracać do Poznania, żeby grać Władysława, gdyż jest to transakcja wymienna: my uwielbiamy to grać, a publiczność uwielbia ten spektakl. Niektórzy przyjeżdżają po raz kolejny z dalekich zakątków Polski, żeby go oglądać. Wydaje mi się, że sukces tego spektaklu był czasem przełomowym dla tworzenia się zespołu w tym teatrze i pozwolił zbudować jego renomę, która stała się rozpoznawalna w całej Polsce. Gdy przeprowadziłem się do Warszawy, zrozumiałem, jak dużo się o Poznaniu mówi, jak duży ma się nasłuch, kto z młodych reżyserów tam teraz pracuje. Cudzoziemka zainaugurowała bardzo szczególny sezon w Teatrze Polskim w Poznaniu, który ustanowił go jedną z najważniejszych scen na mapie teatralnej Polski.

Trafiłeś do Teatru Dramatycznego w momencie dramatycznym dla tej sceny, jak się miało okazać. Monika Strzępka okazała się humbugiem i z jak dużym hukiem tam wkroczyła, z tak wielkim wyleciała. To musiała być niełatwa sytuacja dla wszystkich, w tym również dla Ciebie, bo czynniki pozaartystyczne wzięły górę nad artystycznymi.

Ja mam absolutnie poczucie satysfakcji po pracy nad spektaklem Podwójny z frytkami Piotra Pacześniaka, na który serdecznie zapraszam. Przedstawienie opowiada o powstaniu pierwszej restauracji McDonald's w Polsce i początkach kapitalizmu w naszym kraju. To kolejny spektakl, w którym bardzo lubię grać. Pierwszy sezon dyrekcji Moniki Strzępki był bardzo udany, powstało kilka świetnych tytułów. Niemniej kwestie administracyjne i komunikacyjne doprowadziły do tego, że ostatecznie miasto stołeczne Warszawa odwołało ją z tego stanowiska. Wydaje mi się, że wszyscy w Teatrze Dramatycznym szykują się na nowe otwarcie. Przed nami bardzo długa rozmowa na temat wizji na ten teatr, ponieważ jest ich kilka i na pewno nie będzie tak, że pojawi się jakiś kandydat zespołu, który połączy interesy wszystkich, bo tych interesów jest bardzo dużo i są one rozbieżne. Ale gdy pojawią się już oficjalnie kandydaci lub kandydatki, to na pewno zespół kogoś poprze. Ja od początku starałem się być jego częścią i czuję się częścią zespołu. Mimo że zostałem zaproszony przez Monikę Strzępkę, to absolutnie nie byłem ani nie jestem "jej człowiekiem". 

Jak wiadomo, Netflix ma ogromną siłę przebicia, ale nie wszystkie produkcje kończą się takim spektakularnym sukcesem jak 1670. Wydaje się, że widzowie w Polsce w większości zareagowali euforycznie, bo wreszcie dostali rozrywkę, jakiej potrzebowali.

Prawie dokładnie rok przed premierą 1670 odbyła się premiera serialu Pewnego razu na krajowej jedynce, w którym zagrałem. Była to niszowa produkcja, bez tak dużej promocji i siłą rzeczy nie wywołała takiego entuzjazmu. Jeśli chodzi o 1670, to faktycznie zapanował istny szał. O ile wszyscy wierzyliśmy w ten projekt, podobał nam się scenariusz i czekaliśmy, żeby go w końcu zobaczyć, to jego gorący odbiór przez publiczność był zaskakujący. Nie wyobrażałem sobie sukcesu na taką skalę. Mam raczej taką przypadłość, że zawsze wyglądam już inaczej niż w produkcjach, w których występuję, więc nie miałem problemu z tym, że byłem rozpoznawany. A w przypadku 1670 pojawiła się nagle jakaś zbiorowa histeria (śmiech). Widzowie zaczęli zagadywać mnie w komunikacji publicznej, zablokował mi się Instagram, bo nie jestem w stanie do tej pory wszystkich wiadomości odczytać. Słowem - pojawiła się fala popularności i entuzjazmu, której osobiście się w ogóle nie spodziewałem. Ale nie ukrywam, że miło jest zrobić coś, z czego jest się w pełni dumnym i czym chciałoby się dzielić z ludźmi. Jeśli oni tak reagują, to jest to spełnienie marzeń, a także coś wzruszającego i dającego dużo satysfakcji.

Wiele scen - jak to w serialu komediowym, historycznym, ale komediowym - jest pomyślanych jako po prostu memy, gotowe komiczne scenki. Jak wygląda specyfika pracy na takim planie zdjęciowym? Chyba tylko pozornie jest to lekkie i łatwe zadanie, zwłaszcza, że często gracie wprost do kamery.

Przede wszystkim w serialu 1670 jest bardzo dużo różnego humoru. Jest humor memiczny, ale też komizm sytuacyjny, zdarzają się żarty bardziej ukryte. To był od początku bardzo dobrze napisany tekst. Z tekstem komediowym jest tak, że musi być precyzyjny, więc nie było tam za dużo miejsca na improwizację, to trzeba było dobrze, w tym komediowym tempie zagrać. Czasem sceny wydawałoby się lekkie i tylko memiczne są bardzo trudne ze względu na skomplikowanie techniczne. Na przykład wypada nieboszczyk z trumny i jest to tylko jakiś przerywnik, jak w scenie, gdy starszy brat Stanisław pokazuje Jakubowi mukę. Ta scena była bardzo długo kręcona, ponieważ w tej trumnie był kaskader, który musiał z niej wypaść, musiały też w odpowiednim momencie odpaść gwoździe itd. Mimo że ten plan sprawiał nam bardzo dużo radości, a oglądając ujęcia na podglądzie, często się śmialiśmy, to praca nad poszczególnymi scenami wymagała dużego skupienia. Zdarzało się też, że pogoda płatała figle.

Samo granie do kamery jest o tyle trudne, że trzeba precyzyjnie wyważyć to, w którym momencie można coś skomentować, żeby tego nie było za dużo. A każdy aktor ma w głowie: "Nie patrz w kamerę, bo się nie uda ujęcie" (śmiech). Wiec tak naprawdę jest to jak ustalona partytura.

Grasz w tym serialu księdza w dobie dla Kościoła nie najlepszej. Ojciec Jakub jest patchworkiem wielu najgorszych cech, z jakimi kojarzą się duchowni, a jednocześnie ma Twoją sympatyczną twarz. Na tej linii narodziło się chyba bardzo ciekawe i atrakcyjne dla publiczności napięcie. Czy to było dla Ciebie wyzwanie, żeby wcielić się w rolę księdza?

Wyzwaniem było stworzenie pewnej komplikacji tej postaci, by Jakub nie był tylko zły i okropny. W tym, co robi, on taki jest, ale chciałem mu dodać charakteru i uroku, który sprawiałby, że się go po prostu lubi. Jestem zdumiony, że wielu młodych ludzi mówi o ikoniczności tej postaci; najwyraźniej jest coś, co się w księdzu Jakubie podoba. Cieszę się więc, że udało mi się tak tę postać skonstruować i wyważyć, że jest jakimś rodzajem gwiazdy - na zasadzie bycia najfajniejszą dziewczyną w szkole, którą on chce być w Adamczysze.

Rozmawiał Adam Domalewski

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024